Czasami są pozbawieni człowieczeństwa. Bywają mściwi, myślą, że wszystko im wolno, a słowo litość nie występuje w ich słowniku. W toku studiów poznajemy ich dziesiątki razy i rzadko kiedy mamy okazję porozmawiać z nimi o sprawach odbiegających od tematyki wybranego przez nas kierunku. Nie wiemy czego możemy się po nich spodziewać; często nie mamy także pojęcia czy kierują nimi jakieś pozytywne emocje. Bywają niepunktualni i niekiedy zwyczajnie mają nas głęboko w poważaniu – bo im wolno. Dobrze wiecie, o kim piszę. O tych, którzy wpisują nam oceny do indeksów.

.
Geneza

Sytuacja jest beznadziejna – zdaję sobie sprawę, że tym wpisem niczego nie zmienię, jednak poczułem wewnętrzną potrzebę podzielenia się z wami wszystkim, czego doświadczyłem ze strony swoich prowadzących w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie mam pojęcia czy wasze odczucia względem niektórych z nich będą podobne, czy też zupełnie odmienne od moich, jednak sprawa według mnie jest naprawdę poważna. Chociaż z drugiej strony natrafiałem wiele razy na normalnych, wyrozumiałych nauczycieli, to jednak tych drugich była zdecydowana większość. Zaznaczam więc, że artykuł nie odnosi się do każdego wykładowcy z osobna, ale do wielu jednostek, które razem kreują moje postrzeganie ich jako spójnej całości.

.
Gdzie leży problem?

Długo zastanawiałem się nad tym, czyja to właściwie wina. Rozumiem, że czasami wina może leżeć w studentach, którzy faktycznie nauczycieli mogą wyprowadzać z równowagi. Niekiedy mają wygórowane wymagania i proszą o litość, która w wielu przypadkach nie jest okazywana. Są zasady, których powinno się przestrzegać – i nic z tym nie zrobimy. W takich sytuacjach staję po stronie wykładowców, którzy muszą uczyć sumienności i całkowitego wywiązywania się z postawionych przed podopiecznymi zadań.

Z drugiej strony, podaję tutaj siebie jako przykład, gdyż wydaje mi się, że jestem w miarę przykładnym studentem, stosuję się do terminów ustalanych przez prowadzących na początku semestru i uważam, że robię wszystko, co do mnie należy. No właśnie – uważam, gdyż czasami natrafiam na barierę, której nie mogę pokonać.

Poniżej wymienię najczęstsze negatywne sytuacje na jakie natrafiałem podczas ostatnich pięciu lat studiów, przy próbach zdawania jakiegoś przedmiotu. Wtedy, gdy niezbędny był kontakt z wykładowcą, który z kolei był przez niego samego utrudniany lub nawet uniemożliwiany.

.

Nie masz nic do powiedzenia
Nigdy, przenigdy nie podchodziłem do większości z nich jak do ludzi, którzy mogliby zrozumieć moją sytuację. I nie myliłem się.
Racja zawsze leży po jego stronie, a jakiekolwiek tłumaczenia i dyskusje są zbędne. Nie liczy się to, co powiedział na początku semestru – władza absolutna należy do niego i jest on Panem swojego gabinetu. Jeśli tylko mu to pasuje – może zmienić termin zdawania jakiegoś projektu, czy zasady, na jakich odbywa się zaliczenie. Próbując wytłumaczyć mu, że miało być inaczej, zostaniesz odesłany ze stwierdzeniem, że możesz poskarżyć się dziekanowi.
Jeśli myślisz, że masz rację – mylisz się. Sytuacja jest beznadziejna, bo rzadko kiedy możesz coś z tym zrobić. To nie jest demokracja, a rządy totalitarne, w których przeciwstawienie się dyktatorowi i niepodporządkowanie do zmienionych zasad równa się niezaliczeniu przedmiotu. W najlepszym przypadku.
.
separator
Niedoinformowanie
To rzecz, która jest dla mnie niesamowicie irytująca i powodująca drgawki. Jest tydzień przed egzaminem, a on jeszcze nie wie, do cholery, na jakich zasadach będzie się odbywać zaliczenie. On jeszcze o tym nie myślał, bo nie jest to dla niego ważne. Ty masz znać cały materiał, przerobić całą konieczną literaturę, a on po prostu da ci dwóję. Bo może. Co z tego, że dla ciebie liczy się ocena czy chociażby fakt, że zdasz dany przedmiot.
Sprawa może się także komplikować w chwili, kiedy prowadzących dany kurs jest więcej – przykładowo dwóch. Pan A mówi ci, że jego materiał jest najważniejszy i z tego należy się uczyć, Pan B z kolei twierdzi, że pani A mówi nieprawdę i zaliczenie będzie wyglądać inaczej. A ty głupiejesz, bo to normalne, że każdy z nas wolałby iść po linii najmniejszego oporu. Jeśli miałbyś przygotować się do zaliczenia czytając sto stron, zapewne nie przeczytasz całej książki, a tylko konieczny zakres.
.
separator
Całkowity brak szacunku
Tak, wiele razy spotykałem się również z tym. Czasami ocena nie była dla mnie wyznacznikiem wiedzy – ważniejszy był fakt, czy mówiąc coś niezwiązanego z tematem, nie ośmieszę się przed całą grupą i prowadzącym włącznie.
Złośliwe, uszczypliwe komentarze, a nawet zwyczajne chamstwo były dla mnie chlebem powszednim. Bo co mu zrobisz? Teoretycznie ma rację, że czegoś nie zrozumiałeś, czegoś nie umiesz. Ale nie powie w tego normalny dla kulturalnego, miłego człowieka sposób, a swoim słowem sprawi, że będziesz miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wytłumaczy ci tego, co zrobiłeś źle – znacznie prostsze jest stwierdzenie, że powinieneś się domyślić. Tak, wydaje mi się, że wykładowcy też mają serious case of PMS. Albo zły dzień. 365 dni w roku.
.
separator
Terminowość
Tak naprawdę całkiem dobrze potrafię znosić obelgi kierowane pod swoim adresem. Przyzwyczaiłem się. Ale jest coś gorszego.
Od nas – studentów – wymaga się bezwzględnej terminowości. Nie złożysz pracy dyplomowej w terminie – masz problem. Nie pokażesz się na pierwszym terminie egzaminu – tracisz go. Proste jak budowa cepa. Ale czy aby na pewno działa to w obydwie strony?
Zdarzały mi się sytuacje, w których nauczyciel akademicki ustalał godzinę konsultacji na 8:00 rano. Przygotowujesz się więc do tego pół nocy, budzisz się bladym świtem i przychodzisz tam na 7:30, żeby zająć sobie kolejkę. Mija godzina, a pana doktora habilitowanego wciąż w gabinecie nie ma. Zaglądasz więc do sekretariatu i rozmawiasz o tym fakcie panią siedzącą za biurkiem i układającą pasjansa, która to dzwoni na komórkę do szefa i pyta, czy będzie dziś na uczelni.
Po chwili dowiadujesz się, że wykładowca szaleje na nartach w Alpach i będzie dopiero w przyszłym tygodniu. I stojąc tam z otwartą szczęką, będąc uspokajanym przez kolegę, który akurat odbył trening panowania nad emocjami w klasztorze Shaolin, wyglądasz mniej więcej tak:
.
arthur-weasley-harry-potter-j-keep-calm-order-of-the-phoenix-Favim.com-235344
.
separator
To oni są dla nas!
Prawda jest właśnie taka, gdyby ktoś się jeszcze nad tym zastanawiał. Gdyby nie studenci, oprócz zajmowania się pracą naukową, wykładowcy nie mieli by nic do roboty.
Zastanówmy się – czy oni naprawdę chcą nas czegoś nauczyć, czy raczej wzbudzić w nas zachowania, przez które często rozkładamy ręce w poczuciu bezradności? Jeśli tak ma wyglądać nauka życia, to może warto byłoby czasami odnaleźć w sobie odrobinę sumienności i po prostu ludzkiej życzliwości? Czy przy sprawowaniu takiej funkcji nie warto podchodzić do innych z chęcią niesienia pomocy, a nie utrudnienia życia?
Ja wiem, że wszyscy jesteśmy tylko i aż ludźmi, ale skoro wymagasz – wymaga się również od ciebie. Dlatego niech ta kooperacja student – profesor nie będzie nigdy jednostronna. To znacznie ułatwi życie.