Wszystkich z nas spotykają czasami sytuacje, których wolelibyśmy za wszelką cenę uniknąć. Dobrze wiecie co mam na myśli: może być to nieszczęśliwy wypadek, rozstanie się z ukochaną osobą, niezdany egzamin na prawo jazdy, niezliczony sprawdzian skutkujący koniecznością powtarzania roku – jednym słowem wszystko, czego nigdy nie chcielibyśmy doświadczyć. W moim przypadku jest to niedawna utrata pracy bez podania jakiejkolwiek przyczyny i uzasadnienia. Bo ktoś musiał odwalić czarną robotę i zarobić na firmę – pech chciał, że tą osobą byłem ja.

.
Zacznę sobie pracować, to będzie fajne

Zostało mi kilka miesięcy do zakończenia studiów. Zajęcia na uczelni ograniczają się do jednej wizyty w budzie tygodniowo więc pomyślałem, że świetnym pomysłem byłoby zdobycie nieco doświadczenia i załapanie się gdzieś do pracy. Wiecie, żeby po obronie pracy magisterskiej ruszać na podbój rynku z jakąś praktyczną wiedzą. Inną od tej, którą zdobyłem w toku studiów.

Złożyłem CV do jednego z krakowskich biur architektonicznych, zostałem zaproszony na krótką rozmowę, od następnego dnia zacząłem pracę. Szybko, łatwo i bezboleśnie – jednym słowem: sukces. Ustaliliśmy z pracodawcą, że będę zatrudniony na umowę zlecenie (bo jestem jeszcze studentem) i szczerze powiedziawszy – bardzo mi to odpowiadało. Doszliśmy do porozumienia, że poniedziałki będę miał wolne ze względu na zajęcia, w których muszę uczestniczyć.

I tak minęły dwa miesiące pracy. 320 godzin spędzonych przed komputerem i na spotkaniach z inwestorami.

.
Ambitny, kompetentny i myślący

Tymi trzema przymiotnikami zostałem określony 4 kwietnia. Udało mi się objąć i sfinalizować projekt, który miał przynieść firmie około 150 tysięcy złotych zysku. Cały czas robiłem to, co do mnie należało, terminowo, nikt nigdy nie miał mi nic do zarzucenia i szefostwo było bardzo zadowolone z mojej pracy.

Wiecie o co chodzi: można pracować i pracować. Nie chodzi tu o odbębnienie tych ośmiu godzin i ciągłe zerkanie na zegarek, ale o danie czegoś więcej od siebie. Pokazanie, że na czymś ci zależy, bo w końcu trafiłeś na pracę, która daje ci niesamowitą satysfakcję i radość. W końcu po to się uczyłeś – od zawsze chciałeś to robić.

5 kwietnia podziękowano mi za pracę i odesłano do domu. Moja reakcja? Cóż, zapewne wyglądałem mniej więcej tak:

tumblr_n56pkiG9ci1qe5ljgo4_r1_500

.
Firma ma dużo wydatków

Powyższe zdanie to największa ściema, jaką usłyszałem od dobrych kilku lat (nie licząc oczywiście zamachu na polskiego Tupolewa). Leżąca przed szefem umowa na którą zapracowałem własnymi umiejętnościami, jedynie o tym przypominała.

– Panie Bartku, niestety musimy podziękować Panu za współpracę. Firma ma za dużo wydatków i niestety zostawiamy w pracy tylko starą kadrę.
– Rozumiem. Dziękuję. (w myślach: że co?!)
– Ale może Pan jeszcze zostać dziś i poprawić tych kilka rzeczy, o których inwestorzy mówili na ostatnim spotkaniu. Wiele by nam to ułatwiło. Oczywiście zapłacimy za to.
– To już jest bezczelność z Pana strony.

I to by było na tyle. Zero jakichkolwiek emocji, czysty biznes. Początkowa radość i poczucie spełnienia zostało przekute w żal i smutek. Takie jest życie.

giphy
Doświadczenie

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie przejąłem się tym zbytnio, ponieważ wiem jak jest i wierzę w siebie. Jeśli nie ta praca, to inna – nie ma sensu się tym martwić; lepiej w takiej chwili zacząć zastanawiać się nad dalszymi możliwościami rozwoju.

Zarobiłem trochę pieniążków. Nie to było najważniejsze, ale przynajmniej nie byłem na tyle głupi by ruszyć do pracy bez wcześniejszego podpisywania umowy – wtedy mogłoby się to skończyć o wiele gorzej.
Nabrałem trochę wprawy w pracy w biurze. Dowiedziałem się jak to wszystko funkcjonuje, na co zwracać uwagę i jak sobie radzić w pracy.
Najważniejszą rzeczą jest jednak fakt, że taka życiowa porażka zmusza cię do myślenia nad swoją wartością. Uczysz się jakich błędów nie popełniać w przyszłości, od jakich ludzi trzymać się z daleka i o co pytać przed rozpoczęciem pracy.

.
Porażka

To przykre, że w biznesie tak naprawdę się nie liczysz. W oczach swojego pracodawcy byłem częścią dokładnie obmyślonego planu, który miał przynieść korzyści tylko dla jednej ze stron. Szkoda tylko, że nie zostałem wcześniej poinformowany o tym, że jestem potrzebny do wykonania tej jednej rzeczy i chwilę później się rozstaniemy. Nie miałbym wtedy nikomu nic do zarzucenia, a po prostu wiedziałbym, na czym stoję.

Nawet multisporta nie dostałem.

Nie ja pierwszy i nie ostatni – zapewne wiele osób napotkało w swoim życiu na podobny problem i wyszło z niego obronną ręką. Nie chodzi tutaj o kasę, ale o coś zupełnie innego. O zwyczajną ludzką przyzwoitość. Nie jesteśmy robotami poświęcającymi się w stu procentach pracy na rzecz jakiegoś typa, który okazał się Januszem Biznesu i chce się za młodu dorobić.

Całe szczęście, że trafiło na mnie – murzyna, który wyjdzie nawet z najgłębszego bagna i będzie przy tym pachniał perfumami. Ale tacy ludzie powinni mieć na uwadze fakt, że inne osoby mogłyby inaczej zareagować na fakt zwolnienia bez powodu.

Ale takie jest życie i nic z tym nie zrobimy.