Wydaje mi się, że pisanie science – fiction to w dzisiejszych czasach ciężki kawałek chleba. Co prawda moda na kosmos zdaje się wcale nie wygasać, jednak przez to autorzy stają przed coraz cięższymi zadaniami mającymi na celu zagarnięcie większych rzeszy czytelników i sprawienie, aby pozycja stała się hitem. Autorka „Operacji Fobos” poszła nieco na skróty, ale finalnie wypełniła część tego zobowiązania.

fobos_2

Ogólnie rzecz biorąc, książka opowiada o nieuchronnej apokalipsie która wkrótce ma zniszczyć życie na Ziemi i nie można jej w żaden sposób uniknąć, a trzeba jakoś ocalić ludzkość przed zbliżającą się zagładą. Wszystko zaczyna się od poznania dwójki braci bliźniaków – studentów z Genewy, spośród których jeden z nich, studiujący fizykę, przy obserwacji słońca dostrzega na nim pewną anomalię i filmuje ją. Zgłosiwszy się z tym do swojego profesora wywołuje swoistego rodzaju reakcję łańcuchową, z której wniosek jest jeden – słońce za dwieście lat zniszczy życie na naszej planecie i nie można go w żaden sposób powstrzymać. Dlatego jedynym rozsądnym wyjściem z tej sytuacji okazuje się przeprowadzka gatunku ludzkiego w inne miejsce. Chociażby na Marsa.

Opowieść jest przedstawiana z perspektywy wielu bohaterów, co pozwala nam poznać reakcje kilku, różnych od siebie osób, które stają przed obliczem wielkiego zagrożenia opisanego wcześniej. Sprawia to, że fabuła nie jest monotonna, książkę czyta się przyjemniej, trudniej przewidzieć zakończenie, a czytelnik ciągle przerzucany jest z miejsca na miejsce.

Pomimo tego, że ramy czasowe czasami nie trzymają się kupy (nie wiemy ile wynosi różnica czasu między jednym a drugim rozdziałem i jest to czasami nawet kilka lat), książkę czytało się bardzo przyjemnie. Nie była za długa, wiele wątków było interesujących, można z niej wynieść wiele ciekawych faktów naukowych, o których autorka ma niemałe pojęcie. Akcja rozwijała się w miarę czytania – z początku było wyjątkowo nudno, ale ciekawość tego co stanie się dalej brała nade mną górę.

Po niedawnym przeczytaniu przeze mnie takich tytułów jak „Gwiazdy moim przeznaczeniem”, „Zapomnij o ziemi”, czy „Marsjanina”, pogląd na omawianą tutaj książkę z natury staje się nieco bardziej krytyczny i stawia ją w nieco gorszym świetle. Dlatego mogę śmiało powiedzieć, że spodziewałem się iż będzie to coś lepszego, ale nie mogę też jednoznacznie stwierdzić, że książka jest słaba. Była umiarkowanie dobra, czytało się ją bardzo przyjemnie, choć brakowało mi w niej odrobiny realizmu oraz zdawało mi się, że niektóre fakty są nieco naciągane. Rozumiem, że jest to po części fantastyka, ale lubię gdy fabuła trzyma się ram wyznaczanych przez realny świat – szczególnie wtedy, gdy akcja toczy się właśnie tam. Nie ma jednak co narzekać – to w końcu debiut.