No to święta już za nami. Czas błogiego spokoju, radości. Dla wielu z nas utęsknione wolne od nauki, na które tak bardzo czekaliśmy. Wystarczyło tylko znaleźć jakiś środek transportu, przepchać się do niego przez hordy ludzi będących w tej samej sytuacji co my i właściwie znaleźliśmy się w domu. I te 2-3 dni minęły tak szybko, że w ogóle tego nie zauważyliśmy.

Swoją drogą – nie macie wrażenia, że na studiach nie czuje się tej świątecznej atmosfery tak bardzo, jak kiedyś? Nie wiem, może to przez ten nawał pracy i zaliczeń do ogarnięcia przed 24 grudnia, a może po prostu się starzejemy. Ale dobrze – wróćmy do sedna sprawy. Każdy z nas lubi dostawać prezenty. Wiecie – takie różne, począwszy od czekoladowych mikołajów, przez ciepłe piżamy na zimę, a skończywszy na mnóstwie pieniędzy zapakowanych w czerwono-białą kopertę z reniferem.

.

Tymczasem studenci są naprawdę niewymagający. O ile w ogóle można tak powiedzieć – wcale nie mamy wygórowanych ambicji w kwestii otrzymywania. I to właśnie dlatego rzeczy niematerialne wydają się dla nas zdecydowanie bardziej wartościowe niż przykładowo nowa bielizna czy myszka do komputera. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale wydaje mi się, że od świąt oczekujemy czegoś więcej.

I to właśnie takie prezenty, jak te wymienione poniżej, są dla nas najlepsze. Serio. Sprawdzone info.

.
Jedzenie

Żarcie to życie. I jest to zdecydowanie jedna z lepszych rzeczy, którą każdy z nas spokojnie zadowoliłby się na święta.

Dobre jedzenie w dużych ilościach to esencja każdego pobytu w rodzinnym domu.

Kolacja wigilijna różni się co prawda w zależności od regionu, jednak idea jaka przyświeca studentom jest zawsze taka sama – nigdy nie wolno gardzić jedzeniem. Szczególnie darmowym, przygotowanym z myślą o tym, żeby pochłonąć go jak najwięcej. Barszczyk z uszkami, ciepłe pierożki, karp, makowce, serniki i inne tego typu rzeczy sprawiają, że po prostu chce się żyć.

Może to dlatego, że na co dzień raczej nie wysilamy się zbytnio i wolimy stawiać na gotowe, odgrzewane w mikrofalówce dania z supermarketu albo przygotowane na szybko potrawy ze słoików, które mamy od rodziców. Której opcji byśmy nie wybrali, nie można jej porównywać z wykwintną ucztą, jaką mieliśmy 24 grudnia.

.
Sen

Co tu dużo mówić – brakuje nam go, gdy jesteśmy wciągnięci w wir nauki. Raz trzeba iść na uczelnię bladym świtem, następnie nie można zasnąć wieczorem, bo mamy jeszcze mnóstwo seriali i filmów do ogarnięcia. Albo nauki. Ale z tym drugim trochę gorzej – z reguły sen wygrywa z książką.

Nie ma co pisać, jak może być i czemu ciągle jesteśmy niewyspani. Sami dobrze o tym wiecie, bo po prostu jesteście studentami. I ta funkcja sprawia, że zawsze będziecie zmęczeni. Niezależnie od tego, ile godzin spaliście zeszłej nocy.

Dlatego myśl o cieplutkim łóżeczku i długim, nieprzerwanym niczym śnie do południa, wydaje się być idealną opcją dla studenta. Genialną odskocznią od rzeczywistości i powrotem do tego, czego nie doświadczamy na co dzień.

.
Zaliczenie wszystkich egzaminów

Teoretycznie wszystko jest w porządku – mamy prawie 2 tygodnie wolnego, możemy leżeć do góry tyłkiem i obżerać się do nieprzytomności. No sielanka.

Ale jest jeszcze coś, co czasami nie pozwala nam spać. Co nie pozwala nam w pełni cieszyć się czasem wolnym od uczelni i co chwyta nas za szyję gdy tylko zerkamy w stronę odłożonych na półkę książek. Dobrze wiecie co to takiego.

To zbliżająca się sesja.

Dobrze wiemy, że beztroska nie trwa wiecznie. A czas egzaminów jest takim cholerstwem, że potrafi nam zepsuć każdą chwilę naszego życia. Bo po prostu pomyślimy o tym, że trzeba będzie jakoś to wszystko pozaliczać. I pozamiatane.

Dlatego najlepszym świątecznym życzeniem byłoby to, żeby sesja właściwie nigdy nie nadchodziła. Albo przynajmniej abyśmy bezproblemowo przez nią przebrnęli.

.
Spotkania ze znajomymi

Trochę taki powrót do korzeni. Marnotrawny syn powracający po miesiącach do rodzinnego domu, gdzie czas jakby się zatrzymał.

Fakt faktem, że na studiach poznajemy dziesiątki nowych ludzi i przez to wcale nie potrzebujemy nikogo innego do szczęścia. Ale wracając do siebie, zawsze możemy wygospodarować chwilę na spotkania z dawnymi kumplami, którzy jeszcze się na studia nie wybrali lub są w tej samej sytuacji co my. Są z powrotem w domu.

.
Pieniądze!

Nowe skarpetki? Super. Cieplutka piżamka z reniferem? Świetnie. Jakiś gadżet elektroniczny do kompa? Jeszcze lepiej!

No ale dobra – nie oszukujmy się. Zawsze najlepszym prezentem dla nas będą pieniądze. Bo wydamy je w sposób, jaki uznamy za stosowny. I będziemy z tego w stu procentach zadowoleni. Ja co prawda jestem kimś, kto zawsze cieszy się z nawet najmniejszej pierdoły, ale każdy jest inny. Czasami rodzina może nas dobrze nie znać i po prostu nie trafić w nasze gusta.

I wtedy na naszej twarzy pojawia się ten hiper wymuszony uśmiech od ucha do ucha w towarzystwie słów:

„Ale super. Zawsze chciałem dostać nowy, dwunasty już szlafrok. Ile kosztował? Tylko dwie stówki?”

Dlatego najlepszym (i chyba najbardziej popularnym) prezentem pod choinkę dla studenta jest po prostu kasa. I niech on sobie z nią robi to, co tylko zechce.

.
Święty spokój

To coś, czego każdy z nas by bardzo chciał, a nigdy nie może sobie na to pozwolić.

Jesteśmy zabieganymi ludźmi, pędzącymi ciągle między mieszkaniem, uczelnią a jakimś pubem, co by się czasami lepiej poczuć. Często nie mamy nawet chwili na wytchnienie. Odpoczywamy głównie wtedy, kiedy śpimy. A śpimy bardzo mało. Wobec tego bardzo mało odpoczywamy. Prosta dedukcja, prawda? Ameryki nie odkryłem.

W domu jest inaczej. Możemy sobie pozwolić na święty spokój. Chociaż kilka dni bez zmartwień, biegu i troski o przeżycie następnego dnia.