Na tym blogu definitywnie musi znaleźć się rozdział poświęcony restauracji Ed Red. Głównie dlatego, że moim skromnym zdaniem, jest to najlepsze miejsce w centrum Krakowa godne polecenia i uwagi, w którym możemy liczyć na jedzenie oraz obsługę na najwyższym poziomie. Lokal odwiedziłem już niemalże dziesięciokrotnie i nie zawiodłem się ani razu, wobec czego grzechem byłoby przemilczenie kwestii jedynego takiego miejsca na mapie naszego pięknego miasta.

.
LOKAL
Wnętrze lokalu.

Wnętrze lokalu.

Do środka możemy wejść (do czego gorąco zachęcam) od ulicy Sławkowskiej, a następnie zająć miejsce w jednej z kilku większych sal. Wraz z MU za każdym razem wybieramy stolik przy oknie z widokiem na ulicę świętego Tomasza, zaraz przy widocznej ze wszystkich stron kuchni, której obserwowanie pobudza do pracy ślinianki, a zapachy stamtąd dobiegające sprawiają, że człowiek ma jeszcze większą ochotę na jedzenie niż przed przekroczeniem progu. Poza tym, możemy sobie poobserwować kucharzy przy pracy, a jest to naprawdę świetny widok, biorąc pod uwagę ich organizację oraz pasję, z jaką przygotowują posiłki.

Jeśli miałbym jednoznacznie określić wystrój lokalu, rzekłbym, że jest to w pewnym stopniu przemysłowy dekonstruktywizm. Taki przyjazny, nie rażący oczu i w żadnym stopniu nie sprawiający, że człowiek czuje się jakby właśnie wszedł do fabryki jedzenia. Porządek jest utrzymany na bardzo wysokim poziomie, ba, za każdym razem na parapecie stały świeże kwiaty – jest to szczegół, ale przecież ogólne wrażenie buduje się także na zasadzie drobnostek, które ludzie niekiedy zapamiętują i potrafią się przez nie zrazić albo przekonać.

.
OBSŁUGA

obsluga

Przy wejściu, jak w każdej normalnej restauracji, stoi kelner, który gotów jest znaleźć dla nas stolik i bezzwłocznie zająć się obsługą. Może to drobnostka, ale personalnie nie znoszę gdy wchodzę do niektórych lokali jak do stodoły, nie wiedząc gdzie mogę usiąść, czy nie słysząc nawet ze strony obsługi kulturalnego i jakże niezbędnego „Dzień dobry”. To niszczy cały efekt, po który ludzie przychodzą do restauracji; czasami jedzenie jest tylko dodatkiem i można się nim wybronić, ale jest ogół pewnych rzeczy, z których wszystkie wpływają na ogólną ocenę. Tutaj jednak tak nie jest – od samego początku do końca ze strony personelu mamy zagwarantowaną pomoc na najwyższym poziomie.

Co więcej, odnoszę wrażenie, że przy personelu można się wiele nauczyć. Kiedy zapytamy o cokolwiek z karty – natychmiast dostajemy zadowalającą nas odpowiedź. Może to zabrzmi dziwnie, ale bywałem w miejscach, gdzie niekiedy kelnerzy nie mieli zielonego pojęcia o potrawach aktualnie serwowanych w lokalu i zapytani o poszczególne składniki musieli uprzednio udać się do kuchni i skonsultować z kucharzami.

.
JEDZENIE

Jak wcześniej wspomniałem, w ciągu ostatniego roku zdarzyło mi się odwiedzać Ed’a kilka razy i za każdym razem utwierdzałem się w przekonaniu, że wrócę tu jeszcze raz. Restauracja jest steak housem, co oznacza, że dominują w niej steki, ale poziom jaki prezentują kucharze pod patronatem szefa Adama Chrząstowskiego sprawia, że każde jedno danie zasługuje tutaj na pochwałę. Jedynym smutnym aspektem jest ten, że jedzenie za szybko się kończy, a wtedy łzy same napływają do oczu.

Restauracja słynie z tego, że jako jedna z niewielu, serwuje gościom steki sezonowane na sucho i współpracuje z lokalnymi producentami mięsa, wobec czego możemy tutaj liczyć na najwyższą jakość potraw i doskonały smak, który wręcz uzależnia. W menu, oprócz mięs, możemy znaleźć także podroby, sery, ryby oraz wiele innych wyrafinowanych w smaku potraw, które wprost żądają tego, by odkryć ich smaki.

Dodatkowo, menu zmienia się w zależności (najprawdopodobniej) od pory roku, wobec czego nie ma tam stagnacji i można ciągle odkrywać nowe smaki.
Czekadełko.

Czekadełko.

W oczekiwaniu na zamówienie dostajemy przyjemne dla oka i podniebienia czekadełko. Nie wiem jak jest w innych przypadkach, ale ja otrzymałem zwyczajną kromkę jasnego chleba z dwoma plastrami świetnej wędliny. Całość wyglądała minimalistycznie i smakowała bardzo dobrze – oczywiście jak na coś, co dostaliśmy w gratisie. Chwilę później, gdyż czas podania potraw na stół nie jest wybitnie długi, do stołu podaje się przystawki, czy też dania główne – w zależności od tego, na co mieliśmy ochotę.

bavetteserce

Wyżej zamieściłem przykładowe zdjęcia dań, jakie wraz z MU zamówiliśmy goszcząc w Ed Redzie jakiś czas temu. Wydawać by się mogło, że porcje nie są duże i nie wystarczą aby w pełni się najeść – nic bardziej mylnego. Na pierwszy rzut oka, po otrzymaniu dania, też tak myślałem i bardzo rozczarowałem się nie mogąc zmieścić w żołądku ostatniego plastra mięsa.

Z lewej strony – stek Bavette, serwowany najlepiej z sosem berneńskim. Oczywiście możemy zdecydować się na najbardziej odpowiadający nam stopień wysmażenia wołowiny – jest to kwestia indywidualnych preferencji co do smaku i faktury mięsa. Szczerze powiedziawszy najbardziej pasowałoby mi gdyby było ono surowe – według mnie nic bowiem nie może zabić smaku wołowiny, do tego sezonowanej na sucho i przygotowanej w tak niesamowity sposób. Na uwagę zasługuje tutaj także sos berneński, który zwyczajnie zachwyca. W smaku jest gładki, delikatny, lekko puszysty, żaden składnik nie przeważa aż w chwili przełknięcia, kiedy na końcu języka wyczuwamy estragon, idealnie współgrający z mięsem – tego trzeba doświadczyć!

deser1deser2

Zwieńczeniem posiłku jest deser. Patrząc na fakt, że załoga Ed’a specjalizuje się w mięsach, można by przypuszczać, że pozostała reszta potraw będzie kiepska, lub taka sobie. Na szczęście to tylko złudne wrażenie, które wynika z prostego faktu – nie wypowiadać się dopóty, dopóki nie spróbuje się wszystkiego.
Z lewej strony mamy doskonale przygotowany pomarańczowy crème brûlée, zaś z prawej – mus wiśniowy z dodatkiem lodów czekoladowych i z wiórkami kokosowymi. Nie wiem czy jest sens opisywać ich smak, który można określić po prostu zerkając na zdjęcia powyżej. Chyba każdy z nas jest koneserem słodyczy, a desery przygotowywane tutaj stoją na bardzo wysokim poziomie.

.
MENU LUNCHOWE

Jestem fanem lunchów, jak również zestawów obiadowych – głównie dlatego, że karty w wielu miejscach są zbyt obszerne, a takie menu ogranicza nasz wybór do jednej spośród kilku potraw i sprawia, że niekiedy możemy troszkę oszczędzić.

Ed Red daje nam taką możliwość serwując lunchowe menu od poniedziałku do piątku w godzinach od 12.00 do 17.00 i sprawia tym samym, że raz na trzy tygodnie muszę odwiedzić lokal i spróbować tego, co ma nam do zaoferowania.

Wybierając przystawkę wraz z daniem głównym, płacimy tylko 29zł, co w moim przekonaniu ma na celu przekonanie nowych gości do odkrycia wielu smaków i zaznajomienie się z właściwym menu restauracji. Odkryłem pewien schemat, który w opisywanym tutaj steak housie powtarza się: zawsze możemy spróbować smak steka z polędwicy wołowej, jak również ryby – dania są jednak przygotowane na różne sposoby, co sprawia, że nie możemy liczyć na jakikolwiek zastój.

444555333222

Jak widzimy, dania nie odbiegają jakością od tych z właściwego menu, a smakują jeszcze lepiej niż wyglądają – wierzcie mi na słowo. Mamy tutaj szeroki wybór przystawek: między innymi zup, tatarów, musów, pasztetów, a także dan głównych: potrawek, ryb, podrobów oraz różnych mięs. Każdy znajdzie coś dla siebie – to powinno być pewne. W przeciwnym wypadku zawsze można zaczekać trzy tygodnie i znaleźć swoje smaki po zmianie lunchowego menu.

Jest to doskonała alternatywa dla chcących nieco zaoszczędzić oraz gości, którzy przychodzą do lokalu po raz pierwszy i chcą spróbować jedzenia w najlepszym wydaniu.

.
NAUKA POPRZEZ JEDZENIE

Muszę opisać tutaj ciekawą sytuację, która wystąpiła u mnie po pierwszej wizycie w Ed Redzie. Będąc tam po raz pierwszy, właściwie nie jadałem wołowiny, która to zwykła kojarzyć mi się z przepychem na talerzu, czymś ekskluzywnym w smaku, drogim i dostępnym dla wybranych. Było to błędne przekonanie, które odrzuciłem od siebie dopiero po wyjściu z restauracji i uświadomieniu sobie, że wcale tak drogo nie zapłaciłem, a wrażenia smakowe jakich doświadczyłem, były tego warte.

I tak zacząłem nieco więcej czytać na temat samej wołowiny, sposobu jej sezonowania i wielu innych faktów, które bardzo mnie zainteresowały. Obejrzałem także wywiad z szefem Adamem Chrząstowskim (dostępny tutaj), który rozwiał wiele moich wątpliwości na niektóre tematy związane z jedzeniem samym w sobie. Nawet elementy piątej ćwiartki, jeśli doskonale przyrządzone, mogą zachwycić każdego nieprzekonanego lub posiadającego złe wspomnienia co do mięs. Kwestię slow foodu samego w sobie oraz faktu, dlaczego przeciętny Polak tak rzadko wybiera się do restauracji, chciałbym poruszyć w odrębnym wpisie, gdyż ten jest przeznaczony czemu innemu.

Kuchnia to nie tylko jedzenie, ale także sztuka i ideologia i to tylko od nas zależy, jak ją odbieramy.

Podsumowując, mogę zwyczajnie stwierdzić, że od pierwszego kęsa uzależniłem się od jedzenia w Edzie i zwyczajnie polecam to każdemu.
Zachęcam także do dyskusji i wyrażania własnych opinii na ten temat.